Info
Ten blog rowerowy prowadzi avacs z miasteczka Katowice. Mam przejechane 8052.86 kilometrów w tym 1407.87 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 21.56 km/h i się wcale nie chwalę.Suma podjazdów to 0 metrów.
Więcej o mnie.
Moje rowery
Wykres roczny
Archiwum bloga
- 2014, Marzec7 - 5
- 2014, Luty8 - 21
- 2014, Styczeń9 - 22
- 2013, Czerwiec19 - 12
- 2013, Maj16 - 11
- 2013, Kwiecień11 - 3
- 2013, Marzec2 - 2
- 2012, Październik19 - 33
- 2012, Wrzesień33 - 24
- 2012, Sierpień13 - 19
- 2012, Lipiec18 - 44
- 2012, Czerwiec24 - 58
- 2012, Maj20 - 45
- 2012, Kwiecień9 - 38
- DST 73.97km
- Teren 30.00km
- Czas 04:03
- VAVG 18.26km/h
- VMAX 62.00km/h
- Sprzęt Rączy pomykacz
- Aktywność Jazda na rowerze
Jestem potworem....
Poniedziałek, 23 kwietnia 2012 · dodano: 23.04.2012 | Komentarze 7
..... przegoniłem koleżankę po Katowicach. I pomyśleć że ledwo wsiadła na rower po zimie. Ale od początku.
Rano jak zawsze rowerkiem do szkoły taka moja poranna gimnastyka. Co się działo w szkole nie ma co pisać. Po powrocie do domu szybki obiadek i w trasę samemu. Przejechałem 20km. Przez centrum na Doline 3 stawów. Na rolkostradzie troszkę wiało w twarz ale nie przeszkodziło to w utrzymaniu prędkości 3x km/h. Potem do domu, wymiana płynów, chwila odpoczynku i po wyżej wspomnianą koleżankę. Szybką piłką podjeliśmy decyzję że kręcić się po WPKIW zwanym od niedawna Parkiem Śląskim jest stratą czasu. Jedziemy nad staw na Janinie. Koleżance kończą się rezerwy picia. Chwila odpoczynku i jedziemy dalej. Obieramy kierunek hałda na Kostuchnie. Jedziemy, jedziemy koleżanka marudzi trochę na błoto ale ogólnie jest zadowolona. Zatrzymujemy się za torami w miejcu które wygląda jakby się zatrzymało w czasie. Na ziemi leżą jeszcze kolorowe liście które jesienią opadły z drzew. Dojeżdżając do hałdy zsiadamy z rowerów i na nogach wchodzimy na górę. Ja tam już byłem ale jej się strasznie podoba. Zwłaszcza fakt że będąc w Katowicach widzi góry. Wracamy do domu. Odwiedzamy Lidla, koleżanka dostaje lodowego rożka na pocieszenie. Jedziemy dalej przez piotrowice i ochojec (chyba tak te dzielnice się nazywają) w każdym bądź razie lądujemy znów na 3 stawach. Do domu jeszcze 10km, ja luz, ją boli tyłek. No ale jedzie twardo chyba wyobraża sobie siebie już w domu i to dodaje jej sił. Odwożę koleżankę pod sień i po 3 minutach jestem u siebie w domu aby dodać ten wpis.
Jestem potworem i odczuwam dziwną satysfakcję z tego że ktoś się męczy ale wrażenia estetyczne miejsc wygrywają i wszyscy są zadowoleni. Koniec końców koleżanka zrobiła 48km czym pokonała poprzedniego amatora który skusił się na wyjazd ze mną. On zrobił 42km.
Komentarze